Rozmowa z Katarzyną Wojtczak, mamą 22-letniego Patryka, podopiecznego Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Patryk maluje, jego prace były już kilkakrotnie wystawiane.
Czy spodziewaliście się, Pani i Pani mąż, że syn urodzi się chory?
Nie. W ciąży byłam pod opieką ordynatora Szpitala Bielańskiego, co miesiąc robił mi USG. Absolutnie nic nie wskazywało na to, że Patryk urodzi się chory. Podczas porodu synkowi pękła torbiel z płynem mózgowo-rdzeniowym, która nie została podczas badania USG rozpoznana. W takiej sytuacji poród powinien odbyć się przez cesarskie cięcie. Podczas naturalnego porodu po pęknięciu torbieli doszło do zakażenia. Informacje, które otrzymaliśmy od lekarzy po urodzeniu dziecka, były dramatyczne. W pierwszej dobie życia synek miał operację. Dlaczego powstała torbiel, nie wiadomo, ale teraz nie ma to znaczenia. U Patryka zdiagnozowano wodogłowie, cały czas sączył się płyn mózgowo-rdzeniowy, po trzech tygodniach lekarze wszczepili mu zastawkę. Po jej wstawieniu pojawiło się porażenie, niedowład i bardzo silne napady epilepsji. Po latach okazało się, że zastawka nie była wcale potrzebna, okazała się wręcz szkodliwa i niebezpieczna.
Kiedy się Państwo o tym dowiedzieli?
Jak Patryk miał osiem lat, jego stan nagle się załamał. Już wtedy lekarze wiedzieli, że zastawka w głowie Patryka jest nieaktywna, nie pełni żadnej funkcji. Zdecydowali się na otwarcie głowy. Po trepanacji czaszki doszło do krwawienia czterokomorowego. Lekarze nalegali na drenaż, jednak ja, po przestudiowaniu wielu książek z neurologii, obawiałam się, że Patryk zapadnie w śpiączkę, z której już się nie wybudzi. Drenaż jest jednak metodą prostszą i tańszą niż druga metoda – podawanie leków na wchłanianie krwi i przeprowadzanie co dwa dni tomografii.
Musiała Pani stoczyć batalię o życie swojego dziecka.
Tak, musiałam stoczyć walkę, uparłam się jednak i walczyłam. Dzięki mojemu uporowi lekarze nie przeprowadzili drenażu, chociaż czasami mąż się obawiał, że nas z tego szpitala dosłownie wyrzucą. Lekarze podczas obchodu nie podchodzili nawet do łóżka Patryka, mówili, że tu leży pacjent, którego rodzice i tak wiedzą lepiej jak go leczyć. Po wielu latach lekarze przyznali mi rację. Zgodzili się również, że zastawka nie była wcale potrzebna.
Spędzała Pani z synem więcej czasu w szpitalach niż w domu?
Patryk przeszedł szesnaście trepanacji czaszki. Za każdym razem, kiedy mógł tylko mówić, powtarzał „Mamo, dam radę”. Musiałam być stale przy nim. Byłam jedyną osobą, której Patryk ufał. W trakcie jego kilkumiesięcznych pobytów w szpitalach wpadałam do domu tylko na godzinę. Spałam przy nim na krześle, bo inaczej nie mógłby zasnąć. Wystarczyło, że drgnęłam lekko we śnie, a Patryk budził się spanikowany, że mogę wyjść i zostawić go samego w szpitalu.
Patrząc na Patryka, na jego obrazy, nie mogę uwierzyć, że mówimy o tej samej osobie. Dzięki czemu Patryk tak świetnie sobie radzi? Czy dzięki rehabilitacji, czy swojej sile woli?
Patryk zaczął być rehabilitowany, gdy miał zaledwie trzy tygodnie. Trafił w ręce świetnej rehabilitantki. Ona jako jedyna wierzyła, że Patryk stanie kiedyś na nogach. A ja jej w pełni zaufałam. Zalecała ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. A syn właściwie od noworodka współpracował. Więc kiedy tylko było to możliwe, Patryk się rehabilitował. Ale gdyby nie jego wola walki, nie osiągnąłby aż tak wiele.
Kiedy Patryk trafił do ośrodków Fundacji?
Miałam znajomą, która namawiała mnie, abym zapisała dziecko do Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Trudno było mi się przełamać, aby prosić o pieniądze. Z czasem pokonałam wstyd, zaczęliśmy refundować rehabilitację Patryka ze środków z subkonta. Potem psycholog z Fundacji namówiła nas na rehabilitację w ośrodku AMICUS. Patryk nie chciał, ale jak się przełamał, to już nie mogliśmy go stamtąd wyciągnąć.
Co spowodowało, że tak mu się tam tak spodobało? Miejsce, ludzie, metody rehabilitacji?
Chyba wszystko razem. Do tego stopnia, że sam zaczął się udzielać jako wolontariusz. Dzieci, które nie chciały ćwiczyć, przy Patryku się mobilizowały. Działał na nie motywująco. A dla niego to też było ważne, że jest komuś potrzebny, że ktoś ma do niego zaufanie. Od kilku już lat Patryk korzysta z rehabilitacji w fundacyjnych ośrodkach.
Jakie zajęcia są dla niego szczególnie ważne?
Syn całe życie chodził do logopedy. Ale dopiero Monika Kowalska, logopedka z CEMICUSA, potrafiła z niego wykrzesać tyle zapału do ćwiczeń. Patryk bardzo dużo dzięki niej się nauczył. Mówi się, że dzieci z porażeniem mogą coś wypracować tylko do 16 roku życia, a potem muszą się rehabilitować, aby nie utracić wcześniej zdobytych umiejętności. Patrykowi przy udziale pani Monik udało się osiągnąć bardzo wiele, mimo że zajęcia z nią miał dopiero po 18 roku życia. Istotne są również zajęcia ruchowe, na których Patryk ćwiczy wytrwale, pokonując często duży ból.
Jak to się stało, że Patryk zaczął malować?
W szkole nauczycielka wpadła na pomysł, aby Patryk, zamiast pisać, ilustrował pojęcia i zjawiska. Syn zaczął robić książeczki z ilustracjami. Był to chyba 2013 rok. Patryk rysował coraz więcej i coraz śmielej. Później nauczycielka wyszukiwała różne konkursy plastyczne. Patryk zaczął w swojej kategorii wiekowej wygrywać. Jego praca na przykład zdobyła główną nagrodę w konkursie „Bezpieczna przyszłość”, a później została zlicytowana za najwyższą kwotę w aukcji pokonkursowej. To bardzo Patryka zmotywowało do dalszej pracy. Po raz pierwszy sam zarobił na swoją rehabilitację!
Co było tematem tej pracy?
Patryk słuchał w mediach o wojnie w Syrii. Umieścił na obrazie miasto podzielone na pół. W jednej połowie była piękna starówka, w drugiej – na starówkę spoglądała dziewczynka zza krat.
Obrazy Patryka są bardzo różnorodne, są to pejzaże, martwa natura, portrety. Co jest jego ulubionym tematem?
Maski. Pracuje nad nimi bardzo długo, zanim osiągnie satysfakcję z efektu końcowego. Inspiruje się twarzami wojowników indiańskich, ale są one całkowicie przetworzone przez jego wyobraźnię i wrażliwość. Patryk potrafi bronić swoich pomysłów, nie poddaje się sugestiom otoczenia.
Z tego co wiem, malowanie nie jest jedyną pasją Patryka. Czym się jeszcze interesuje?
Wrestlingiem, czyli bardzo widowiskową odmianą zapasów. Uwielbia książki Andrzeja Sapkowskiego. Poza tym pływa, jeździ na snowboardzie.
Skąd Wasza rodzina czerpie siłę?
Rozmawiałam z wieloma rodzicami borykającymi się z chorobą dziecka. Najgorsze jest pytanie „Czemu właśnie mnie to spotkało”? Dzieci wszystko odczuwają, a nie są niczemu winne. Życie trzeba brać takim, jakie jest. Nie można wiecznie analizować dlaczego. To prowadzi tylko do załamania, a załamywać się nie można. Skąd czerpiemy siłę? Nie wiem. Myślę, że ja i mąż nie załamywaliśmy się, ponieważ jak patrzyliśmy na uśmiechniętą twarz Patryka podczas nawet największego bólu, nie mogliśmy postąpić inaczej. Mój mąż cały czas mówi, że bierze z naszego syna przykład i uczy się od niego wytrwałości.
Jeśli chcielibyście Państwo pomóc Patrykowi, prosimy przekazać darowiznę na konto:
Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994
Tytułem:
5640 Wojtczak Patryk Robert darowizna na pomoc i ochronę zdrowia