Czy przeżyliście Państwo te serie nieustających pytań, jakie zadaje dziecko wkraczające w świat, pełne ciekawości i podziwu? Męcząca wielokrotność powtórzeń – aż do zrozumienia rzeczy, do skwitowania sprawy pełnym satysfakcji dziecięcym ”a…” – wprawia mimo wszystko rodziców w dumę i radość. Ich dziecko zaczęło myśleć.
Wśród dziecięcych pytań króluje niezwykle ważne pytanie ”dlaczego?”
- Nie zrywaj Jasiu kwiatka, bo nie będzie już taki ładny..
- Dlaczego?
- Zwiędnie, umrze. Ale… możesz go wstawić do wody.
- Dlaczego do wody?
- Kwiatki muszą pić wodę aby żyć.
- Dlaczego muszą?
Dziecko czteroletnie już wie, że poznawany świat układa się w splot zależności. Wszystko ma swoją przyczynę i wszystko ma swój sens. A więc, niech mama, tata ten sens wyjaśnią.
O tym, że wszystko ma swoją przyczynę nie wspomina współczesna edukacja.
Jasio ma już 7 lat i siedzi w szkolnej ławce. Teraz on odpowiada na zadawane przez Panią pytania.
- Co widzisz na obrazku, Jasiu?
- Na obrazku jest dom i sad.
- Kto bawi się przed domem?
- Dzieci bawią się z psem.
- Jakie drzewa rosną w sadzie?
- Jabłonie i śliwy.
- Czy owoce są już dojrzałe? Po czym to poznasz, Jasiu?
- Bo spadają z drzewa. Ale dlaczego, proszę Pani, jak są dojrzałe to spadają?
Co? Kto? Jakie? – to płytkie pytania. Zatrzymują się na poziomie zmysłów dziecka, nie tykają intelektu. Pytanie ”czy?” uruchomiło w umyśle ucznia ważny proces wnioskowania. Jednak odpowiedzi na najtrudniejsze pytanie o przyczynę zjawiska: ”dlaczego dojrzałe owoce spadają z drzewa?” szkoła nie dostarczy. Pod naporem bodźców zmysłowych poczucie przyczynowości, a co za tym idzie sensu rzeczy i zdarzeń, będzie odtąd w uczniu zamierało. ”Jest jak jest…” – powie w końcu Jaś, naśladując dorosłych.
Jasio ma już 18 lat i przygotowuje się do matury. Pod okiem nauczyciela rozwiązuje liczne przykłady testów egzaminacyjnych. Rozróżnia, porównuje, przedstawia, rozpoznaje, interpretuje, charakteryzuje, opisuje i czasem tylko… wyjaśnia. Wszechobecna informacja z trudem składa się w strzępy realnego świata. Porozrywany łańcuch przyczynowo-skutkowy utrudnia przyswajanie wiedzy i z pewnością utrudni korzystanie z niej w dalszym życiu.
Problem z rozumieniem świata generuje trudności ze zrozumieniem innych ludzi i pojmowaniem samego siebie. Bez pytań o przyczynę rozbieżności ludzkich stanowisk czy poglądów nie jest możliwy dialog. Nasz Jaś pozostanie zatem w życiu niezrozumiany, nierozumiejący, samotny. ”No cóż, jest jak jest…” – powie sobie. I będzie żył całkiem rozbrojony wobec szarlatanerii tego świata.
Pojęcie przyczynowości nie tylko ze szkolnego świata zostało wykluczone. W życiu codziennym też dostrzegamy jego wyraźne ograniczenie, które pociąga za sobą ograniczenie ludzkiej odpowiedzialności. O przyczynach dyskutuje się już tylko w sferze medycyny, w odniesieniu do chorób i śmierci. Jeśli zatem chcemy rozmawiać poważnie o życiu powinniśmy za partnera wziąć pięciolatka.
Dlaczego tak się stało? Kto zabrał współczesnemu człowiekowi pytanie o przyczynę rzeczy? Kto pozbawił szkołę podstawowej zasady rozumowania?
Szkołę kształtuje filozofia epoki. Tu nic nie dzieje się przypadkowo. Wpływ na młodego człowieka wywierają nie tyle prezentowane treści co sposób nauczania, uznana i propagowana metodyka, odpowiadająca duchowi czasów. Chcąc odpowiedzieć na postawione wyżej pytania musimy zatem odwołać się do filozofii.
Tradycyjna arystotelesowsko-tomistyczna filozofia realistycznie interpretowała pojęcie przyczyny. Przez blisko dwa tysiące lat zasada przyczynowości królowała na uniwersytetach Europy. W pewnym momencie dziejów walor naukowy tej zasady został jednak zakwestionowany. Miażdżący osąd wydał szkocki empirysta David Hume (1711 – 1776). Kategorię przyczyny uznał on za czysty wytwór ludzkiej wyobraźni, nie mający nic wspólnego z rozumem. Twierdził, że pojęcie przyczynowości powstaje w wyobraźni ludzkiej na skutek przyzwyczajenia wywołanego nagromadzeniem doświadczeń występujących w stałej kolejności. Tylko nawyk umysłu sprawia, że na podstawie przeszłych doświadczeń oczekujemy powtórzenia skutków w przyszłości.
Zauważmy, że twierdzenie Hume’a z łatwością obala nasz czteroletni Jasio. Nie doświadczył przecież jeszcze „nagromadzenia doświadczeń występujących w stałej kolejności”, a w każdym razie nie posiadł na tym polu wspomnianych przyzwyczajeń. Przyczynowość jest dla niego prawdą oczywistą. Niezbywalną częścią odkrywanego świata. Poznania przyczyn domaga się z całą mocą swojego dziecięcego zaciekawienia, poprzez powtarzane wciąż pytanie ”dlaczego?”
A jednak to właśnie filozofia Hume’a nie Arystotelesa święci dziś triumfy. Wypełnia współczesną myśl postmodernistyczną wpływając na postrzeganie świata przez człowieka. Przyczyna tkwi, jak sądzę, w jej niekwestionowanych zasługach dla współczesnej ateistycznej ideologii. Hołubi ją ateizm, bo staje przeszkodą w odwoływaniu się filozofii do pierwszej przyczyny wszechrzeczy – do Boga (stwórcy, kreatora). Współczesny ateizm jest gotów zabić ludzki rozum po to by ”zabić Boga.”
W wychowaniu domowym i szkolnym powinniśmy zatem zwracać szczególną uwagę na pytania o przyczynę i sens. A przede wszystkim musimy na co dzień zadawać te pytania sami sobie abyśmy umieli na nie odpowiedzieć gdy przyjdzie potrzeba.
Piotr Marzec, 21 sierpnia 2017
Trochę mnie Pani uprzedziła, bo sam chciałem napisac o konieczności przywrócenia w naszym szkolnictwie elementów klasycznej epistemologii i wprowadzenia erystyki, dzięki czemu absolwenci polskich szkół będą mieli szansę stać się mniej podatnymi na różnego typu manipulacje (obecnie tylko manipulatorzy znają te techniki, a manipulowani nie, co daje przewagę manipulatorom).
Piszę o przywróceniu elementów klasycznej epistemologii, bo w czasach PRL w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych były pracownie fizyczne, chemiczne i biologiczne, w których uczniowie mieli możliwość powiązać poglądy naukowe z doświadczeniem, a skutek z przyczyną. W III RP te pracownie zlikwidowano.
Jolanta Dobrzyńska, 24 sierpnia 2017
No właśnie, panie Piotrze. Tym, co wyróżnia najlepsze prywarne szkoły w Anglii, których absolwenci bez trudu dostaną się na Oxford to właśnie pracownie, laboratoria. Przez pierwsze godziny dnia uczniowie zapoznają się z wiedzą teoretyczną. Przez dalsze, ćwiczą i eksperymentują w oparciu o tę wiedzę. To najlepsza metoda nauczania i wcale nie musiałaby kosztować kilkunastu tys. funtów za semestr. Cena edukacji w tych szkołach to głównie cena zaporowa dla tych spoza sfery biznesu.