2003 – Jacek Saryusz-Wolski w RM

Prawda jest najważniejsza

Statystyki bloga:
Wizyty: 34773
Liczba postów: 27
Liczba komentarzy: 174

2003 – Jacek Saryusz-Wolski w RM


Z Jackiem Saryusz-Wolskim spotkałem się tylko raz  i  było to w Radiu Maryja, w czasach gdy nie było jeszcze TV TRWAM, ale telewizyjne kamery w radiowym studio już rejestrowały obraz w ramach pierwszych doświadczeń. Tak było właśnie podczas debaty przed polskim referendum akcesyjnym do UE, a której  brali udział marszałek Maciej Płażyński i J. S-W, jako zwolennicy referendalnego TAK, a pos. Bogdan Pęk i ja, argumentujący za decyzją NIE. 

Każdy kto w miarę uważnie śledził kampanię w sprawie wejścia Polski do UE wie, że w tej ważnej dla Polaków sprawie nie dopuszczono do rzetelnej publicznej debaty w żadnych polskich mediach. Jedynie słuchacze Radia Maryja mogli się zapoznać z szerszą argumentacją przeciwników akcesji. Sam występowałem w RM dwukrotnie w „rozmowach niedokończonych” przedstawiając obszernie argumenty z własnych artykułów na ten temat, a wyróżniały się wtedy niezwykle kompetentne i pełne ważnych przemyśleń wystąpienia w podobnym duchu  ś.p. Filipa Adwenta, bodaj najbardziej wartościowego dla Polski późniejszego europosła, który został okrutnie zabity wraz z rodziną w strasznym wypadku samochodowym. W monopolu medialnym nie było wtedy miejsca na żadną debatę, a w kontraście do syreniego śpiewu polityków zachłystujących się rajem UE, pokazywano jedynie buńczuczne i bełkotliwe pohukiwania aroganckiego Giertycha i jego akolitów. Te akurat były na tyle prymitywne, że działały na korzyść oficjalnej linii mediów. Można dzisiaj śmiało przyjąć, że były sabotażem ze strony późniejszego likwidatora LPR, który jeszcze w przeddzień referendum pohukiwał o oczywistym odrzuceniu UE, a równolegle udzielał wywiadu dla Gazety Wyborczej pt. „Jestem Europejczykiem”.  W Radiu Maryja odbyła się więc ta jedyna publiczna debata, której treść dotarła do być może ograniczonej liczby słuchaczy, ale jak przypuszczam, słuchaczy zadowolonych z tego, że dyskusja miała charakter spokojny i merytoryczny.

Nie napiszę o przebiegu tej dyskusji, bo chciałem się skupić wyłącznie na tytułowym bohaterze i moich wrażeniach z tego wieczoru. Jacek Saryusz-Wolski był w całej debacie bardzo aktywny, a muszę przyznać, że jego umiejętność logicznej argumentacji budziła uznanie. Szacunek do takiego interlokutora budował się niemal automatycznie, bo kulturze jego wypowiedzi towarzyszył też widoczny u niego respekt dla poglądów przeciwnika, na które próbował  bardzo merytorycznie odpowiadać.  W sumie i tak dopiero późniejsze doświadczenia, a zwłaszcza dzisiejsza sytuacja w UE dały częściową odpowiedź, kto w debacie miał rację. W kwestii referendum ja przekonywałem, że trzeba głosować NIE, po to by dać mocny sygnał do renegocjacji wyjątkowo niekorzystnych warunków akcesji Polski, a było oczywiste, że UE z nas nie zrezygnuje i najpóźniej w ciągu roku odbędzie się kolejne referendum z lepszą dla Polski ofertą. Odpowiedź TAK została przesądzona stanowiskiem Pasterzy Kościoła, którzy na tydzień przed pójściem do urn odczytali swój list pasterski załatwiający sprawę. W debacie ważna jednak była ta część, która dotyczyła  ogólnej oceny, czym jest UE, jakie niesie szanse, a jakie zagrożenia i w tej kwestii pozostały po mnie te dwa obszerne artykuły, które czytam dzisiaj z wielką, często gorzką satysfakcją.

Byłem pod wielkim wrażeniem wysiłku, jakiego podjął się J. Saryusz-Wolski przygotowując się do tej debaty. On nie tylko miał przy sobie kilka moich artykułów, oświadczeń i pism, w tym te dwie obszerne broszury na temat UE, ale on doskonale znał ich treść, co wyszło w dłuższej rozmowie przy kolacji. Muszę przyznać, że czułem się mocno doceniony, ale ważniejsze, że taki adwersarz mocno mi zaimponował powagą, z jaką potraktował uczestnictwo w tej debacie. W kolejnych latach oczywiście okazało się, że tak poważne podejście do sprawy było z jego strony czymś naturalnym, bo już funkcjonował w kręgach unijnych i z UE wiązał swoją osobistą karierę. Ja nigdy nie miałem zamiaru zrezygnować ze swojego zawodu, a wszelki swój udział w przedsięwzięciach na obrzeżach polityki, jak ta debata, traktowałem jako polski obowiązek. Byłem jednak bardzo zadowolony z udziału w tamtym wydarzeniu, bo tak sobie wyobrażałem normalne życie publiczne, gdy można przynajmniej próbować rozwiązywać polskie problemy w konfrontacyjnej, ale grzecznej i kulturalnej wymianie poglądów. Nie było w Polsce żadnego poważnego problemu, który próbowano rozwiązywać w uczciwej dyskusji publicznej. Także dzisiaj mamy wiele otwartych problemów wartych dyskusji, a nie ma ludzi, którzy potrafiliby takie debaty przeprowadzić;  telewizyjne spektakle tylko zwiększają zamieszanie.

Wspomnę jeszcze fragment z tamtego wieczoru, na krótko przed naszym rozstaniem. Okazało się, że J. S-W przygotowując się, chciał wiedzieć, z kim będzie rozmawiać, więc zapoznał się też bardzo dokładnie z moim życiorysem, który był gdzieś w Internecie bardzo szczegółowo przeze mnie przedstawiony. Opisałem też w tym CV moje indywidualne działania polegające na pisaniu mocnych listów do osób publicznych i jako ciekawostkę podałem, że te listy często były w zaskakujący sposób skuteczne – po moim liście W.Loranc – szef Radiokomitetu po miesiącu zrezygnował z funkcji,  Rakowski  trzy miesiące po liście wyprowadził sztandar, Geremek, którego namawiałem, by ustąpił z funkcji przewodniczącego OKP, odpisał mi oburzony, a miesiąc później został odwołany. Zaskoczył mnie Saryusz-Wolski, gdy powołał się na ten fragment mojego życiorysu  i żartobliwie zwrócił się do mnie, czy nie mógłbym napisać listu do premiera L.Millera. Odpowiedziałem mu, że chyba nie powinienem zbyt często używać tej swojej dziwnej mocy, ale proszę go, by sam zachował się w przyszłości tak, bym nie musiał właśnie do niego pisać. Prosiłem go, aby korzystając ze swoich wpływów zorganizował podobną debatę w publicznej telewizji, jednak ani tego nie obiecał, ani nie zrobił.

Nie przyglądałem się szczególnie uważnie jego dalszej działalności, choć było kilka momentów, gdy zastanawiałem się, czy do niego nie napisać. Dzisiaj z pewnością nie widzę potrzeby. W sumie dobrze wspominam tamto spotkanie, a teraz chętnie bym go ponownie spotkał, by wspólnie sięgnąć do tamtych dwu moich broszur i skonfrontować z realiami dzisiejszej Unii. Niewątpliwie Jacek Saryusz-Wolski jest człowiekiem czynu, zależy mu na Polsce, a ze swoimi kompetencjami i bystrością umysłu może być bardzo przydatny. Mam przeczucie, że on wygra tę batalię.

Nie robiłbym jednak z niego bohatera, bo zawsze był raczej związany z tą stroną polityczną, która była bardzo niedobra dla Polski, a z PO od samego początku. Zbyt długo wytrzymał przy PO i jest też przesiąknięty odpowiedzialnością wynikającą z samego współuczestnictwa. Wielu ludzi cieszy się z obrotu spraw i dramatu, który się dzisiaj wokół niego rozgrywa – to bardzo słuszne, bo z nawróconego grzesznika radość podobno jest największa.

       

          

Rafał Broda / 6, marca, 2017


Komentarze

J.Kaczyński we wczorajszym wywiadzie, jak zwykle, precyzyjnie powiedział: "Wcale nie chodzi tu o Tuska". Chodzi o UE, o rozpoznanie, czy jest szansa na zmianę w stronę Europy Ojczyzn, czy też UE ma upaść. Wersalskie warknięcie czterech było sygnałem przed bitwą, że są gotowi zwinąć UE do czegoś w rodzaju powtórki EWG. Warknięcie zabrzmiało jednak jak miauczenie. Przypuszczam, że jutro przesuną decyzję o wyborze przewodniczącego RE, a to będzie oznaczało, że Tusk padł. Potem tak się zakotłuje, że wszystko jest możliwe. U nas już powinniśmy zrobić porządek z tą opozycją, bo zaczyna być wielki wstyd. Zaglądam czasem na S24 i to jest też wielki wstyd. Pozdrawiam

Rafał Broda / 8, marca, 2017 19:47:52

Informujemy, iż korzystamy z informacji zawartych w plikach cookies. Użytkownik może kontrolować pliki cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies